📖 Moja droga do ruckingu

Zaczęło się od żółtego plecaka
i prawdziwego sensu treningu.

Pierwsze kroki

Kiedy pierwszy raz usłyszałem słowo rucking, nie miałem pojęcia, że już od dawna to robię. Wszystko zaczęło się zupełnie niepozornie – od żółtego plecaka trekkingowego, kupionego za grosze w czasach, kiedy byłem młody i bez pieniędzy. To nie był żaden markowy sprzęt, tylko tani, chiński model z pasem biodrowym, który boleśnie wbijał się w ciało. Ale dla mnie to nie miało znaczenia – ważne, że działał.

Do środka włożyłem wodę: jedną dużą butlę pięciolitrową i dwie dwulitrowe. W sumie dziewięć kilogramów – akurat tyle, żeby poczuć ciężar i różnicę. Ten plecak nie wyglądał poważnie, ale dawał mi poczucie, że robię coś więcej niż zwykły spacer. To była moja pierwsza satysfakcja z ruckingu, zanim jeszcze dowiedziałem się, że to w ogóle ma swoją nazwę.

Żółty plecak trekkingowy na via ferracie w górach - pierwsze kroki w ruckingu

Żółty plecak to pierwszy pomocnik na drodze do ruckingu

🏃‍♂️ Bieganie – etap życiówek i rekordów

Potem przyszło bieganie. Na początku chciałem zrzucić wagę, ale szybko wkręciłem się w to całkowicie. Trenowałem, żeby bić swoje rekordy na 10 km, szukałem coraz trudniejszych wyzwań w Tatrach, wydłużałem trasy.

Były momenty, gdy w jeden dzień potrafiłem zrobić przejście z serii Orlej Perci, a innym razem wyjechać z domu i „machnąć" 59 kilometrów w Tatrach Wysokich. To dawało mi niesamowitą satysfakcję. Każdy weekend w górach był dla mnie czymś w rodzaju rytuału.

Ale bieganie miało też ciemną stronę – długie wybiegania po 30 kilometrów stawały się nużące. Muzyka w słuchawkach szybko się nudziła, podcasty i audiobooki wymagały skupienia, którego nie miałem po godzinach dreptania. Zdarzało się, że brak jedzenia i monotonny rytm powodowały u mnie taką nudę i brak energii, że miałem wrażenie, że po prostu zasnę w biegu.

Triumfalny finisz po Biegu do Morskiego Oka - radość i satysfakcja po miesiącach treningu

Do Biegu do Morskiego Oka trenował 4 miesiące!

Zmęczony ale szczęśliwy po ekstremalnym biegu w Tatrach Wysokich

Szczęśliwy Kuba - 40/50 km w Tatrach Wysokich

🌲 Pandemia i miłość do lasu

Wszystko zmieniła pandemia. Zostałem z życiową formą, ale też z nową rzeczywistością. Zanim zamknęli lasy, uciekałem właśnie tam – na spacery. Początkowo z rodziną, żeby nie zwariować. Zwykły las koło miasta, bez samochodów, bez ludzi, za to z sarną, ptakami i ciszą.

To było odkrycie. Las dał mi coś, czego nie dawało bieganie – spokój i równowagę. Jakby natura specjalnie dla mnie przygotowywała scenariusz: raz wąska ścieżka, raz błotnisty teren, raz liście i krzaki, a czasem białe zaspy. Nigdy nie było nudy. Pomyślałem wtedy, że jeśli las tak o mnie dba, to znaczy, że mnie kocha.

Ale zwykłe spacerowanie znów stało się za łatwe. Brakowało mi wyzwania. Wróciłem więc do plecaka – tym razem już świadomie z obciążeniem.

Las zamknięty podczas pandemii - taśma policyjna blokuje leśne ścieżki

"Pokochałem las, zanim go zamknęli" - pandemia COVID-19

💪 Inspiracja Goggins'em i odkrycie ruckingu

Wracałem do lasu, tak jak wiele razy wcześniej. Mój rytm: plecak, pot, równy krok i w słuchawkach głos Rafała Mazura z zenjaskiniowca.pl. To był mój czas dla ciała i ducha.

I wtedy w podcaście pojawił się David Goggins – były Navy SEAL, ultramaratończyk, człowiek, który rzucał sobie wyzwania tak wielkie, że inni odpadali już na starcie. Selekcja do jednostek specjalnych, rekord świata w podciąganiu, starty w ekstremalnych ultramaratonach – wszystko to było historią o bólu, który zamienia się w siłę.

W tym momencie coś we mnie kliknęło. Jeszcze godzinę wcześniej myślałem, że po prostu noszę plecak. Teraz wiedziałem, że to nie przypadek. To się nazywa rucking. To od zawsze podstawa w wojsku – żołnierze maszerują z ciężarem, bo to buduje nie tylko mięśnie, ale też dyscyplinę, charakter i odporność psychiczną.

Czułem, jakby każdy krok z plecakiem był nie tylko wysiłkiem fizycznym, ale też metaforą życia – im większy ciężar, tym mocniejszy się staję. I wtedy ułożyłem własną mantrę:

„Nie muszę być perfekcyjny, mam po prostu robić rzeczy. Doskonalić się w trakcie. A jeśli będę robił to dłużej niż inni, efekty będą spektakularne."

Po latach zrozumiałem jeszcze jedno: skoro Goggins inspiruje miliony ludzi na świecie, ja mogę zacząć tu – w Polsce. Dlatego powstała ta strona i społeczność Rucking Polska. Bo jeśli rucking zmienił mnie – może zmienić też Ciebie.

Okładki książek Davida Gogginsa: 'Nic mnie nie złamie' i 'Bez końca'

Książki, które zmieniły moje podejście do treningu i życia

🎯 Nowy cel – przejść całe polskie wybrzeże

Kiedy pandemia zaczęła się kończyć, postawiłem sobie nowe wyzwanie: przejść całe polskie wybrzeże pieszo. To było coś więcej niż trening – to był cel, do którego mogłem się przygotowywać.

Marsze z plecakiem stały się naturalnym ogniwem przygotowań. Każdy dodatkowy kilogram w plecaku był cegiełką do tej większej przygody. To już nie była tylko walka z nudą, ale budowanie siły pod coś konkretnego.

Zachód słońca nad polskim morzem - cel podróży przez całe wybrzeże

Dla takich chwil chcę być zdrowy, silny i wytrzymały

🩸 Upadek w lesie i lekcja od Gogginsa

Były też zabawne, a czasem bolesne momenty. Pamiętam, jak raz zapomniałem plecaka i postanowiłem pobiegać. Zaliczyłem taką glebę, że leżałem przez chwilę w szoku, patrząc na krew na rękach i nogach. Kobieta, która to widziała, zapytała mnie troskliwie, czy nic nie złamałem. Odpowiedziałem jej, że jeśli tak, to muszę być najtwardszym człowiekiem na świecie.

Wstałem, przypomniałem sobie słowa Gogginsa i dokończyłem trasę. Wtedy postanowiłem, że już nigdy nie zapomnę plecaka – od tamtej pory zawsze mam go w bagażniku.

Plecak w bagażniku samochodu - zawsze gotowy na rucking

Plecak zawsze w bagażniku - gotowy na każde wyzwanie

❤️ Dlaczego rucking mnie wciągnął?

Bo to coś więcej niż sport. Rucking to styl życia. To marsz z ciężarem, który daje:

  • siłę fizyczną
  • odporność psychiczną
  • poczucie, że przesuwam swoje granice
  • a do tego kontakt z naturą

Nie ma tu miejsca na nudę – każdy marsz jest inny, każde wejście do lasu niesie nową lekcję.

🌟 Moje marzenie – społeczność i zawody ruckingowe

Dziś jestem w miejscu, w którym chcę się dzielić swoją pasją i wiedzą. Mam cel: pokazać ludziom w Polsce, czym naprawdzie jest rucking.

Chcę, żeby więcej osób zobaczyło, że to nie tylko wojskowy trening, ale świetna zabawa, sposób na kondycję i hart ducha. Samotne wyjścia do lasu są wyjątkowe, ale marzą mi się inni piechurzy, którzy myślą podobnie.

A może kiedyś… zawody ruckingowe w Polsce? Dlaczego nie. Każda społeczność zaczyna się od pasji jednej osoby. Ja swój pierwszy krok już zrobiłem.

👉 A Ty? Masz już swój plecak?

Podziel się swoją historią

Każdy ma swoją drogę do ruckingu - opowiedz swoją w naszej społeczności