Świadectwo z frontu
Mam 30 lat. Nie wiem, czy dożyję wiosny.
Siedzimy w dole wykopanym w śniegu, śmierdzimy dymem i strachem. Palców u nóg już prawie nie czuję – lekarz powiedział, że stracę trzy. Ale nie ma znaczenia. Nie dla mnie, nie teraz.
Wczoraj zginął Jukka. Moździerz urwał mu nogę, wykrwawił się w kilka minut. Nocą kuliśmy zamarzniętą ziemię, żeby zrobić mu grób. Pamiętam, jak się poznaliśmy – zapytałem go, dlaczego w takim piekle się śmieje. Spojrzał tylko i rzucił:
Dziś rozumiem.
Nie chodzi o śmiech, nie chodzi o strach. Chodzi o to, że choć jesteśmy głodni, zmęczeni i sami – wciąż idziemy naprzód.
Rosjanie myślą, że walczą z nami. Nie. Oni walczą z czymś, czego nie mogą zabić – z naszym sisu. Każdy, którego tracimy, sprawia, że reszta jest jeszcze twardsza.
Patrzę w górę. Nad lasem majaczy zorza. Może tylko mi się wydaje, ale chwytam się tej myśli, jakby była wszystkim, co mam.
Nie wiem, czy przeżyję jutro. Ale wiem, że dziś jestem gotów. Bo tak długo, jak mam sisu, nie mogą mnie złamać.