JASNA STRONA
Serce bije. Oddycham.
Mam przywilej bycia wdzięcznym.
Czy to wpis o przytulaniu drzew i wąchaniu kwiatów?
Bynajmniej.
Mam 37 lat. Przeżyłem już ponad 13 500 dni.
Statystycznie, jeśli dożyję siedemdziesiątki, zostało mi około 12 000.
To byłoby szaleństwem mówić, że żyje się tylko raz.
Nie. Żyje się każdego dnia.
Dziś jest pierwszy dzień reszty mojego życia.
I przeżyję go na petardzie.
To mój obowiązek.
To mój standard.

Wspaniale
To, co mówię do siebie, ma znaczenie.
Mówię do siebie ciepło i ostro, ale zawsze pozytywnie.
Jestem spokojny i szczęśliwy – to mój stan domyślny.
Obserwuję.
Piękna pogoda? Wspaniale.
Deszcz? Wspaniale.
Coś mnie niepokoi? Wspaniale.
Potężne wyzwanie w pracy? Wspaniale – nie będzie nudno.
Czasem „wspaniale" jest za trudne.
Wtedy włączam ciekawość.
Pada deszcz i boli mnie głowa – ciekawe, czy dam radę zrobić trening.
Ciekawe, jak długo utrzymam skupienie.
Ciekawe, co wyciągnę z tego dnia.
Przeramowanie
Problemy też są prezentami.
Nie proszę o nie, ale i tak przychodzą.
Czasem owinięte w ból, stratę albo wkurw, który rozwala dzień.
Ale każdy problem to okazja, żeby się czegoś nauczyć.
Albo wygrywam, albo się uczę.
Przegrana istnieje tylko wtedy, gdy odrzucam lekcję.
Dlatego, gdy życie daje mi problem, traktuję go jak prezent.
Rozpakowuję. Patrzę, co mogę z tego zabrać dla siebie.
Raz dostaję cierpliwość. Raz wytrwałość. Raz pokorę.
Ale zawsze coś dostaję.
Wdzięczność. Ciekawość. Odpowiedzialność.
I codzienna decyzja, że czuję się wspaniale – bo wiem, że to mój obowiązek wobec siebie i innych.
Większy niż życie
Robię rucking.
Mój cel? Być silnym i pięknym.
Ale czy to w ogóle jest cel?
Prawdziwy cel to coś większego niż ja sam.
Coś większego niż życie.
Dzielenie się wiedzą. Inspirowanie ludzi.
Budowanie społeczności, w której inni też rosną.
Rucking to narzędzie. Droga.
To on daje mi dyscyplinę, stal w głowie i spokój w sercu.
Ale sam rucking nie jest sensem życia.
To tylko broń, którą wykuwam, żeby robić coś większego.
Bo mój prawdziwy cel jest zawsze większy niż moje własne mięśnie czy moja własna sylwetka.
Samo podążanie do tego celu sprawia, że czuję się wspaniale.

Standardy
Standardy ułatwiają życie.
To nie ograniczenia – to decyzje, które podjąłem raz, żebym codziennie nie musiał się zastanawiać.
Nie wsiadam do windy. Nawet po treningu. Schody są moim standardem.
Raz się zapomniałem. Wróciłem na parter, przeprosiłem siebie i poszedłem schodami.
Wybrałem, że nie jem śmieci przypadkiem. Jeśli wybieram syf – to świadomie.
Patrzę sobie wieczorem w oczy i wiem, że to była moja decyzja.
Standard to kotwica.
Chroni mnie przed lenistwem i wymówkami.
Pozwala, żebym miał siłę na sprawy naprawdę ważne.
Bo dyscyplina to nie wolność.
Dyscyplina to droga bez miliona durnych decyzji każdego dnia.
Standard daje mi prostotę. A prostota daje mi siłę.
Spowiedź wojownika
Wieczorem patrzę w lustro.
Pytam: Czy dowiozłem?
Jeśli tak – super.
Jeśli nie – pytam: Dlaczego?
Odpowiadam sobie szczerze.
Wybaczam sobie.
I znowu czuję się wspaniale.
Nie mogę się doczekać jutra.
Serce bije. Oddycham.
A Ty? Jak się dziś czujesz?
